Samobójcy potrafią być niebezpieczni dla otoczenia. Desperaci na skraju wytrzymałości psychicznej, nierzadko działają nieobliczalnie. Tak jak jeden z mieszkańców Cork, który próbował odebrać sobie życie… jadąc pod prąd.
Dramatyczna historia wydarzyła się w lipcu ubiegłego roku. Shane Dine z Cork, od dawna zmagający się z myślami samobójczymi, uznał, że czas najwyższy skończyć z tym wszystkim. Na początku, po wypiciu litra likieru, ukradł samochód.
Skradzionym autem wjechał w najbliższą ulicę. Nie dość, że po pijaku, to jeszcze pod prąd. Uznał, że czołowe zderzenie jest najlepszą receptą na szybką śmierć. Jak informuje „Irish Examiner”, wówczas w Cork były godziny szczytu.
Wbrew pozorom o czołówkę pod prąd niełatwo – samochody widząc gnającego wariata drogowego zjeżdżają z drogi. Mężczyźnie udało zderzyć się z dwoma autami. Jednym z nich był radiowóz Gardy. Która natychmiast rozpoczęła pościg za szaleńcem.
21-latek został szybko złapany. Po założeniu kajdanek podjął jednak kolejną próbę samobójczą. Wyrwał się aresztującemu go Gardziście i skoczył do najbliższej rzeki. Funkcjonariusz odratował jednak mężczyznę.
Niedoszły samobójca ma teraz poważne problemy. Sąd skazał go na 6 lat pozbawienia wolności, zawieszając mu jednak ostatnie 18 miesięcy kary. Szaleniec otrzymał także 20-letni zakaz prowadzenia pojazdów.
Sędzia wydający werdykt stwierdził, że osoba chcąca popełnić samobójstwo nie ma prawa narażania życia niewinnych ludzi. A właśnie w taki sposób zachował się Dine pędzący pod prąd. Miejmy nadzieję, że za kratkami otrzyma odpowiednią pomoc psychologiczną.
Przemysław Zgudka
Redakcja portalu informuje:
Wszelkie prawa (w tym autora i wydawcy) zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów zabronione.