Nasza Gazeta w Irlandii Artysta robi coś wartościowego, kiedy wydobędzie się z cienia mistrza. Wywiad z Mateuszem Nagórskim - Portal Polonii w IrlandiiPortal Polonii w Irlandii

Artysta robi coś wartościowego, kiedy wydobędzie się z cienia mistrza. Wywiad z Mateuszem Nagórskim

Foto: Samanta Stochla

Od ponad 10 lat wykonuje utwory Jacka Kaczmarskiego. Jednak zamiast śpiewać „Mury” czy „Obławę”  napisał muzykę do wielu jego mało znanych tekstów. Marzy, by  napisać program muzyczny dla dzieci. W wolnym czasie lubi gotować i jeździ na rowerze.
Z Mateuszem Nagórskim, o nim samym i twórczości jego mistrza Jacka Kaczmarskiego, rozmawiała Samanta Stochla .

Mateuszu, już ponad dekadę wykonujesz utwory Jacka Kaczmarskiego na scenie. Dlaczego właśnie on stał się twoim mistrzem?
Ojciec słuchał Jacka w samochodzie. Tak nieintelektualnie, emocjonalnie wsiąkło „to” we mnie. Później zacząłem go odkrywać bardziej świadomie i słuchać dalej. Natomiast na samym początku to był przypadek. A jeśli pytasz dlaczego Kaczmarski na scenie, to również był to jakiś splot przypadków. Jacek zachorował w tym czasie, kiedy uczyłem się grać na gitarze. Akurat w tamtym roku była akcja pomocowa dla niego. Brało w tym udział wiele osób, takich jak Przemysław Gintrowski czy Janek Kondrak z Lubelskiej Federacji Bardów. Było również mnóstwo oddolnych inicjatyw. Ta akcja była niesamowita. Kaczmarski utrzymywał się na bieżąco z koncertowania. W momencie, kiedy dowiedział się, że nie może dłużej śpiewać, kiedy musiał odwołać kolejne koncerty,  najzwyczajniej w świecie nie miał środków na leczenie i zostal bez środków do życia. Akcja była tak silna i skuteczna, że zebrane środki spokojnie pozwalały mu  funkcjonować i leczyć się.

Który był to rok?
Końcówka  2001 roku to był czas ostatnich koncertów Jacka Kaczmarskiego. W 2002 roku były już one odwoływane. Na początku nie podawał powodu. Po dwóch, trzech miesiącach jakoś to wypłynęło. To była niesamowita akcja. W czasach, kiedy trudno było cos zrobić, ludzie skrzykiwali na forach internetowych. Wtedy jeszcze Facebooka nie było. Pamiętam, że nie było żadnego problemu ze znalezieniem kogoś, kto rozwiesi plakaty. Na koncertach charytatywnych sale były wypełnione po brzegi, po kilkaset osób. I tak to trwało do jego śmierci, niestety. Potem okazało się, że wciąż jest duże zapotrzebowanie na jego twórczość. Szukając powoli swojej własnej drogi artystycznej, zacząłem zastanawiać się, czy w ogóle jest jakaś inna droga dla mnie na scenie. Wypełniałem to zapotrzebowanie niejako z rozpędu. Grałem te utwory Kaczmarskiego w 2004 i 2005 roku i gram je przez całą dekadę , aż do dzisiaj. Cały czas mam uczucie, że chce być słuchany. Natomiast oczywiście mam wiele pomysłów, żeby zaproponować coś nowego. Coś od siebie. Coś, by tę twórczość  przetworzyć i to, co Jacek pozostawił bez muzyki, wydać.

Co robisz swojego?
Mam dwie płyty na koncie. Pierwszą nagrałem z krakowskim tekściarzem Michałem Zabłockim. Jest on również tekściarzem Grzegorza Turnaua i Czesława Mozila. Kiedyś był on przypadkowo na moim koncercie i zaproponował mi napisanie muzyki do jego tekstów. Słyszał, jak śpiewam piosenki Kaczmarskiego i pomyślał, że fajnie byłoby zrobić coś w tym stylu. Wspólnie wydaliśmy płytę. On to chciał bardziej uwspółcześnić, a ja nie miałem oporów, by spróbować poeksperymentować. Druga rzecz w części moja, myślę, że mogę tak powiedzieć, to umuzycznienie tych programów i wierszy, które Jacek Kaczmarski pozostawił po sobie. Są to cztery przemyślane koncepcyjnie od początku do końca programy artystyczne, które z różnych powodów zostały przez Jacka porzucone. Jak na razie ukazał się jeden w kwietniu tego roku. To właśnie moja płyta druga.  Z Andrzejem Dębowskim, na dwie gitary i na dwa głosy, zrobiliśmy wspólnie ten program „Skruchy i erotyki dla Ewy”.

Mateuszu, czy nie boisz się, że znikniesz za Kaczmarskim i bez względu na to, co stworzysz, będziesz tylko z nim kojarzony?
Taki lęk z jednej strony jest naturalny. Natomiast artysta robi coś wartościowego, kiedy w jakiś sposób przekroczy siebie i wydobędzie się z cienia własnego mistrza. Kiedy w części robi coś swojego. „W części”, bo nie jestem tekściarzem. Nie umiem pisać tekstów i nigdy mnie to nawet nie pociągało. Ponieważ mam ochotę na ten wyraz artystyczny, to najzwyczajniej świecie warto było spróbować, niezależnie od efektu. Natomiast efekt praktyczny na szczęście jest taki… To jest coś, czego absolutnie się nie spodziewałem . Myślałem, że będzie ciepłe przyjęcie ze strony garstki intelektualistów, którzy docenią to, że robi się coś nowego wokół Kaczmarskiego. W kwietniu zagraliśmy kilkanaście koncertów z programem „Skruchy i erotyki dla Ewy” i to było nagminne, że ludzie podchodzili po koncercie i mówili, że to fantastyczne, że zamiast śpiewać „Mury” , „Naszą Klasę” i „Obławę” zrobiliśmy coś nowego. Wtedy zrozumiałem, że po pierwsze, poza tą wartością robienia własnych rzeczy, to już w zwykłym kontekście praktycznym, publiczność należy docenić. Wydaje się, że mogę powoli przestać się  o to martwić. Jak na współczesne warunki płyta sprzedaje się bardzo dobrze. My jesteśmy zadowoleni, wydawca jest zadowolony i wydaje nam się, że ludzie, którzy przychodzą na koncerty również są zadowoleni. Myślę, że jest to w jakiś sposób słuszna droga artystyczna.

Które utwory Jacka Kaczmarskiego są dla Ciebie najbardziej istotne? Z którymi najbardziej czujesz się związany, coś więcej dla ciebie znaczą…
Mogę nie patrzeć na to obiektywnie, ale najważniejsze jako całość są dla mnie piosenki z ostatniej płyty. Z „Mimochodem”. To był ten ostatni dzwonek, by Jacka posłuchać i również moje pierwsze koncerty z jego repertuarem. Właśnie emocjonalnie najważniejsze są dla mnie te piosenki. Miałem wtedy 15 czy 16 lat.

A gdybyś miał szansę coś powiedzieć Jackowi Kaczmarskiemu , co byś mu powiedział?
„Dziękuję”.

Kiedy stworzysz muzykę do wszystkich programów Jacka Kaczmarskiego, umuzycznisz je, wydasz… Co będzie następne? Czy masz już jakiś pomysł?
Mam takie marzenie, żeby zaśpiewać dla dzieci. I to jest takie moje marzenie zupełnie nieokreślone, niekonkretnie i nie wiem jeszcze jakby to miało wyglądać… Nie wiem jeszcze z kim. Wiem, że Kaczmarskiego do tego nie wykorzystam, bo takiego programu nie ma. Marzę o tym, ponieważ regularnie raz na jakiś czas na moje koncerty przychodzą małe człowieczki 7-, 8- i 9-letnie z rodzicami. Czasem rozmawiamy. Po koncercie zaczynam coś opowiadać i gram dla tych dzieci. To jest mój jedyny kontakt z dziećmi. Nie mam własnych, więc w jakiś sposób jest to fascynujące i świeże. Odbiór jest fantastyczny. To jest zupełnie coś innego niż grać dla dorosłego człowieka, który odbiera czysto intelektualnie lub na dwóch płaszczyznach, intelektualnie i emocjonalnie. Mam wrażenie, że tą formą można się w jakiś sposób pobawić. Natomiast to mi się jeszcze konkretnie nie wykrystalizowało w głowie. Nie wiem jeszcze co z tego wyjdzie, ale jest to taki rodzaj marzenia. Zaśpiewać dla dzieci.

Co Mateusz Nagórski robi poza sceną ?
Jeżeli pytasz, czy mam inne źródła dochodu, to owszem mam. Natomiast scena jest dla mnie w jakiś sposób najważniejsza.

Pytam o to czym się zajmujesz, co cię interesuje, co lubisz… Czy masz jakiś czas wolny ?
Tak,  oczywiście. Jak mam czas wolny to wracam do domu i piszę nowe piosenki. To jest po prostu moje życie. To jest najważniejsza rzecz w moim życiu. Bez tego po prostu nie istnieję. To może brzmi banalnie, ale tak praktycznie jest (śmiech).  A wolnym  czasie… Czytam, jeżdżę na rowerze i robię rzeczy, które sprawiają mi przyjemność. Lubię gotować. Bardzo. Nawet myślałem o tym, czy nie wciągnąć tego w życie zawodowe. Nie, żeby gotować na scenie… Ale tak pomyśleć o jakiejś knajpce czy czymś takim… Ale to jest ta rzecz, której nie potrafię prezentować ludziom. To jest moja własna przyjemność. Przyjemność dla mojej rodziny. Przyjemność dla mojej dziewczyny. Dla najbliższych a głównie dla mnie samego.

Mateuszu, jak widzisz siebie w przyszłości?
Mam taki absurdalny lęk, ale może przez to doświadczenie z poznania historii Jacka Kaczmarskiego, że kiedyś stracę głos i nie będę mógł śpiewać. Albo że kiedyś stracę wyobraźnię i nie będę mógł pisać muzyki. To brzmi trochę abstrakcyjnie, bo nie wiem, czy coś takiego można stracić. Lub, że się wypalę w tym, co robię. Wszystkie moje marzenia i plany są związane z graniem. Jak już powiedziałem to moje życie.  Mam nadzieję, że będę cały czas miał pomysł na siebie i funkcjonowanie na scenie w nowych płytach i programach.

Rozmawiała Samanta Stochla


Redakcja portalu informuje:
Wszelkie prawa (w tym autora i wydawcy) zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów zabronione.