Nasza Gazeta w Irlandii Wychowanie polskiej nastolatki w Irlandii - Portal Polonii w IrlandiiPortal Polonii w Irlandii

Wychowanie polskiej nastolatki w Irlandii

Chodziłam kiedyś na kursy językowe. To był okres, kiedy moja najstarsza córka była jeszcze jedynaczką. Poznałam tam kobietę, mamę nastoletniego chłopca, która opowiadała mi o perypetiach związanych z wychowaniem dorastającego syna. Pomyślałam, że mnie to nie dotyczy – jeszcze długo nie będę musiała się z tym zmagać. Moja córka jeszcze nawet nie była w przedszkolu. Jednak, bezlitośnie upływający czas jak z bicza strzelił, i oto jestem tu, jako matka polskiej nastolatki urodzonej w Irlandii. Boże, jak ogromne pole do popisu mi stworzyła! Ile się dzięki niej nauczyłam, ile pracy wykonałam sama ze sobą, by stać się lepszą, bardziej świadomą, wyrozumiałą a jednocześnie stanowczą przewodniczką na jej ścieżce do dorosłości!

B. nigdy nie była problematycznym dzieckiem, zawsze pełna energii, pomysłowa, rezolutna i zwinna. Bardzo bliska mojemu sercu, ma do mnie ogromny szacunek, w każdej sytuacji służy wsparciem i dobrym słowem. Pod względem empatii wszystkie moje dzieci są do siebie podobne.

Dwa lata pandemicznej separacji skutecznie zabiły w najstarszej córce beztroskę. Kiedy po zdalnej „pseudo nauce” wróciła do szkoły, nie była już tym samym dzieckiem. Stała się nieśmiała, wycofana i skryta. Uciekała w gry komputerowe, social media i jedzenie.

Dla mnie okres zamknięcia był przełomowy, zapoczątkował lawinę zdarzeń, które spowodowały moje przebudzenie i samorozwój. Wszystko wydarzyło się w odpowiednim czasie, ponieważ ta wiedza i świadomość o ludzkich emocjach przydała mi się w momencie kiedy B. rozpoczęła naukę w secondary school. „Transmission” ze szkoły podstawowej był dla niej ogromnym wydarzeniem – dla mnie również. Przeżyłyśmy to razem, starałam się jednak nie pokazywać, co się we mnie dzieje. Myślę, że i tak to czuła.

Przez pierwsze miesiące dawała sobie radę. Czasem symulowała chorobę, by nie iść do szkoły. Poważne problemy zaczęły się po nowym roku. Próbowała używek, notorycznie opuszczała szkołę, nawet nie starała się tego ukrywać, tak jakby chciała zamanifestować swój bunt i potrzebę uwagi, co oczywiście jej się udało.

Każdą wolną chwilę spędzałam z nią, starając się jak najwięcej rozmawiać, ale mimo moich starań i poświęconego czasu nic się nie poprawiło. Ja się martwiłam, ona czuła się winna, że powoduje u mnie stres – i tak w kółko, wzajemnie ładowałyśmy się negatywną energią. Nie wiedziałam jak jej pomóc, kiedy w lutym miała tylko jeden dzień pełnej obecności w szkole.

Nie miała motywacji by rano podnieść się z łóżka – przestałam już nawet grozić „szlabanami” na telefon i koleżanki, bo wszystko było jej jedno, mogła leżeć cały dzień bez celu. Nie radziła sobie z emocjami, które ją przepełniały, zdałam sobie sprawę, że nawet nie umiała ich nazwać i nie wiedziała, co wewnątrz niej się dzieje.

Sięgnęłam po pomoc psychologa. To była najlepsza decyzja. Po dwóch sesjach już zauważyłam zmianę. W marcu córka znowu chodziła do szkoły, jeszcze bez entuzjazmu, ale miała w sobie więcej siły, by rano wstać.

Odbyła kilkumiesięczną terapię, którą pomyślnie zakończyła w czerwcu. Efekt był bardzo widoczny. Zmieniła znajomych, teraz mądrze wybiera ludzi, którymi się otacza, unika tych, którzy ściągają ją w dół. Znowu chętnie chodzi do szkoły, pomaga w obowiązkach domowych, sprząta swój pokój, jest radosna i uśmiechnięta, zaakceptowała i pokochała siebie, skończyły się też epizody kompulsywnego objadania.

Terapia pomogła nie tylko jej, ale również mi. Z całkiem innej strony spojrzałam na swoją córkę, znalazłam z nią wspólny język, przestałyśmy się ze sobą „szarpać” a stałyśmy się najlepszymi przyjaciółkami – teraz jedna za drugą stoi murem w każdej sytuacji.

To była bardzo wartościowa lekcja zwłaszcza dla mnie i jestem ogromnie wdzięczna za możliwość jej odbycia i wyciągnięcia wniosków. To jednak tylko początek przeprawy z wychowaniem nastoletniego dziecka. B. dopiero weszła w ten trudny okres, a mam przecież jeszcze dwoje młodszych dzieci, które także będą tego doświadczać. Najstarsza, jako pierwsza, przeciera szlaki.

Drodzy rodzice, jeśli macie w domu nastolatka przechodzącego przez ten ciężki, buntowniczy czas, apeluję o spokój. To jest najważniejsze, nerwami i stresem tylko pogarszacie sytuację. Dziecka przede wszystkim trzeba słuchać, solidaryzować się z tym, co obecnie przeżywa, nie naciskać i zapewniać, że zawsze może na was liczyć.

Przypomnijcie sobie swoje nastoletnie szaleństwa i emocje, jakie w was kipiały. Niejednokrotnie musieliśmy radzić sobie sami, nasi rodzice nie byli tak świadomi, jak my teraz.

Nie bójcie się, ani nie wstydźcie prosić o pomoc specjalisty, w niektórych sytuacjach po prostu nie ma innego wyjścia. Korzystanie z pomocy profesjonalisty to nie oznaka słabości, wręcz przeciwnie, moim zdaniem to oznaka emocjonalnej mądrości. Pamiętajcie, ta lekcja jest dla was, macie szansę umocnić więź z waszym nastolatkiem i pomóc mu wejść w dorosłe życie z podniesioną głową.

Marta Kaźmirak


Redakcja portalu informuje:
Wszelkie prawa (w tym autora i wydawcy) zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów zabronione.