Nasza Gazeta w Irlandii Pokonać strach - Portal Polonii w IrlandiiPortal Polonii w Irlandii

Pokonać strach

Młodość to czas, kiedy nawet boso możemy przemierzyć świat, czyż nie? To właśnie wtedy odkrywamy swoje pasje, poznajemy otaczającą nas rzeczywistość i szukamy autorytetów, wzorców do naśladowanie, głęboko wierząc w to, że niemożliwe nie istnieje. Młodzież Polskiej Szkoły SEN jest tego najlepszym przykładem. Są wśród nich wrażliwi poeci, utalentowani recytatorzy, być może przyszli artyści, chętni do dyskusji, pełni pasji, wiary w siebie i swoje możliwości. Nie brakuje też miłośników sportu, fanów piłki nożnej, dla których codzienne treningi, samodyscyplina nie jest przymusem, a częścią życia. Zadziwiające jest to, że wśród tak wielu obowiązków i pasji, wciąż mają czas i chęci na sobotnią naukę w Polskiej Szkole SEN.

Wszystkich zainteresowanych zapraszamy do przeczytania relacji, z ważnych sportowych wydarzeń, których obserwatorami są uczniowie, klasy 7 – młodzi, zdolni i ambitni – „dwujęzyczni bohaterowie” szkoły SEN.

Magdalena Marciak

Jest sobota, wcześnie rano, razem z moją młodszą siostrą jedziemy do potężnej sali NAC, w której za chwilę odbędą się bardzo ważne zawody karate „Irish Open Competition”. Jesteśmy już na miejscu, całe wieki trwało znalezienie miejsca parkingowego, ponieważ przybyło tu tego dnia wielu zawodników z różnych klubów z całej Irlandii i Wielkiej Brytanii. Jesteście ciekawi, na czym polegają takie zawody i ile temu towarzyszy emocji? Posłuchajcie…

W sali panuje straszny tłok i hałas. Jest tam niesamowicie gorąco, wręcz duszno. Nie wiem już teraz czy tak jest naprawdę, czy to mi ze stresu aż słabo, ale chyba naprawdę jednak tak jest, bo moja siostra zrobiła się blada. Ona to w ogóle ma pecha, bo jej grupa rozpoczyna zawody jako pierwsza. Niestety pomimo tego, że Nela – jak na swój wiek – jest całkiem dobra, przez to osłabienie i stres związany z tym, że nie mogliśmy znaleźć miejsca parkingowego i spóźniliśmy się, w drugiej rundzie odpadła i nie zdobyła medalu. Wiadomo, było mi bardzo przykro, bo wiem, że dużo ćwiczyła, ale nasz Sensei zawsze mówi: „Zwyciężaj albo się ucz”. Nela wie, że jeszcze musi troszkę popracować, bo w karate chodzi o to, żeby nauczyć się głównie kontrolować swój umysł, a szczególnie wtedy, kiedy zjada cię stres. Niestety każdy, kto ćwiczy karate to wie, że to jest najtrudniejsze. W naszym dojo jest wielki cytat Yee Ching Wong’a: „Aby opanować sztukę walki, trzeba zrozumień jej filozofię. Ciało bez ducha jest bezużyteczne”.

Szybko pobiegłem do swojej grupy, ponieważ mieliśmy jeszcze sporo czasu do naszego występu. Zaczęliśmy wspólną rozgrzewkę. Spojrzałem na twarze moich kolegów i zauważyłem, że są bardzo skupieni i zestresowani. Udzielił mi się ich stres i strach, bo nawet ci najlepsi byli bardzo skoncentrowani i nie chcieli z nikim rozmawiać. Jeden z chłopaków, taki zawsze wesoły, poprawiający wszystkim humor, zapytał Calvina, naszego klubowego mistrza czy wszystko u niego w porządku, a on mu odpowiedział „Przestań mi przeszkadzać i skup się na swoim treningu”. Wszyscy zamilkli i zdali sobie sprawę, jak ważne są dla niego te zawody. Nie tylko Calvin, każdy chciał wygrać, zdobyć medal i przynieść radość rodzinie, i być po prostu zwycięzcą. Otrzymaliśmy specjalne plakietki, które pozwalały przechodzić do następnej rundy, zostaliśmy zebrani w grupę i zaprowadzeni na matę, żeby zrobić ukłon w stronę publiczności i sędziów.

Teraz rozpoczęła się najgorsza część tych zawodów, czekanie aż usłyszy się swoje nazwisko. Ja na szczęście nie występowałem jako pierwszy. Współczułem koledze z mojego klubu, który miał w tym roku takiego pecha. Szkoda było mi go strasznie, gdy okazało się, że nie wygrał, widziałem bowiem, jak bardzo było mu smutno i nie chciało mu się z nikim rozmawiać. Pożegnał się ze mną szybko i poszedł do domu, a ja nadal czekałem na swoją kolej. Czas zaczął mi się dłużyć, podszedł do mnie Sensei i chwilę ze mną porozmawiał. Chyba widział, że bardzo się denerwuję. I wiecie co? Bardzo mi to pomogło. Wtedy usłyszałem swoje nazwisko i jak za pomocą różdżki Harrego Pottera znalazłem się na macie. A tak na serio, to nawet nie wiem ze stresu, jak i kiedy tam wszedłem. Potem już nic nie pamiętam, bo tak bardzo byłem skupiony na swoim kata. Gdy skończyłem byłem w zupełnym szoku, kiedy zobaczyłem cztery chorągiewki sędziów w górze w moim kolorze pasa. Już nie pamiętam, kiedy ostatni raz byłem taki szczęśliwy.

W drugiej rundzie muszę się bardziej skupić, a może wygram” – pomyślałem.

Zrobiłem ukłon i zszedłem z maty. Okazało się, że „nie taki diabeł straszny jak go malują” i cała reszta zawodów poszła już dużo lepiej. Wiedziałem, że na trybunach jest moja rodzina, a w zespole obok, mój najlepszy przyjaciel, który cały czas machał do mnie i wołał „Dobrze Ci idzie. Tak trzymaj”.

Zastanawiacie się teraz czy wygrałem te zawody? Nie… ostatnią rundę przegrałem z chłopcem z Anglii i to on dostał złoty medal, a ja srebrny. Uff, poczułem ulgę, że już koniec i wielką radość, że doszedłem tak daleko. Chyba też byłem z siebie dumny, ale tylko trochę, bo zawsze przecież mógłbym dostać złoty medal. Musicie wiedzieć, że fajnie jest wygrać medal, bo w klubie Twoje nazwisko wisi na ścianie zwycięzców. W dojo często słyszę słowa: „Ten kto zwycięży siebie jest największym wojownikiem”. Myślę, że to słowa kogoś bardzo mądrego. Powiem Wam, że sam nie wiem dlaczego, ale w momencie gdy odbierałem mój medal przypomniały mi się te słowa i tak sobie myślę, że ja pokonałem mój strach i chyba też jestem trochę wojownikiem, a przynajmniej będę ciężko pracował, by nim zostać.

Adam Anczyk, klasa 7, Polska Szkoła SEN


Redakcja portalu informuje:
Wszelkie prawa (w tym autora i wydawcy) zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów zabronione.