Debata nad nazwą lotniska w Dublinie nabiera intensywności
W Irlandii rozgorzała dyskusja o tym, czy Międzynarodowe Lotnisko w Dublinie powinno otrzymać imię zasłużonej postaci historycznej lub kulturowej. Propozycje są różnorodne – od polityków, przez artystów, po legendarną piratkę – a spór w Dáil pokazuje, jak trudne może być znalezienie nazwiska, które połączy wszystkich.
W ubiegłym miesiącu poseł Fianna Fáil, Malcolm Byrne, przedstawił projekt ustawy proponujący zmianę nazwy lotniska na „Seán Lemass Dublin International Airport”, na cześć byłego premiera (Taoiseach) w latach 1959 1966 i współzałożyciela partii Fianna Fáil. Projekt przeszedł do drugiego etapu w Dáil, ale – co nie jest zaskoczeniem – nie wszyscy są zadowoleni z pomysłu nazwania głównego lotniska kraju, które rozpoczęło działalność w styczniu 1940 r. imieniem polityka Fianna Fáil.
W odpowiedzi na ankietę przeprowadzoną przez „The Journal” wśród irlandzkich polityków, europosłanka Fine Gael, Regina Doherty, stwierdziła, że sprzeciwia się propozycji Malcolma Byrne’a. Jej zdaniem nigdy nie jest dobrym pomysłem nazywanie czegoś imieniem polityka, niezależnie od jego przynależności partyjnej.
Opinie innych polityków były zróżnicowane i obejmowały propozycje nazwisk Irlandczyków i Irlandek, którzy wyróżnili się w swoich zawodowych karierach. Posłanka Solidarności, Ruth Coppinger, zasugerowała nazwanie lotniska imieniem Sinéad O’Connor, wskazując na jej dorobek jako muzyczki, pisarki i aktywistki (oraz fakt, że była rodowitą dublinką). Jej drugą propozycją był socjalistyczny lider związkowy i poseł „Big Jim” Larkin, najlepiej znany ze swojej roli w „Dublin Lock-out” z 1913 r., a także jako utalentowany i charyzmatyczny mówca oraz jedna z kluczowych postaci irlandzkiego ruchu robotniczego.
Tymczasem eurodeputowany Partii Pracy z Dublina, Aodhán Ó Ríordáin, miał kilka własnych propozycji. Stwierdził, że jeśli nadaje się nazwę lotnisku, należy wybrać taką, która „jednoczy ludzi, a nie dzieli”, i zasugerował „James Joyce Dublin International Airport” lub „Samuel Beckett International Airport”. Wśród jego propozycji znalazły się także kobiety: Constance Markievicz oraz była prezydent Mary Robinson. „Ale powinniśmy prawdopodobnie zapytać mieszkańców Dublina, co o tym sądzą” – dodał Ó Ríordáin.
Eurodeputowany zasugerował również nazwanie lotniska imieniem Gráinne Cronin, pierwszej kobiety-pilota Aer Lingus i pierwszej kobiety zatrudnionej jako pilot komercyjny w Irlandii (w 1988 r.).
A może lotnisko nazwane na cześć najsłynniejszej irlandzkiej piratki? Poseł z Dublina, Barry Heneghan, zaproponował „Gráinne Mhaol International Airport” na cześć legendarnej XVI-wiecznej królowej piratów, znanej po angielsku jako Grace O’Malley. – Gráinne Mhaol [po irl.-red.] była niesamowita. Jedna z najbardziej znaczących kobiecych postaci w naszej historii – powiedział Heneghan w rozmowie z „The Journal. – Wszystko, co zrobiła – gdy sprzeciwiała się władzy, udała się do królowej Elżbiety i odmówiła ukłonu oraz mówienia po angielsku – jest naprawdę fascynujące i pokazuje siłę Irlandii, zwłaszcza poprzez silną kobiecą postać – dodał.
Alternatywną propozycją Heneghana było nazwanie lotniska imieniem znanego autora, poety i dramaturga, Oscara Wilde’a, którego – jak stwierdził – twórczość naprawdę ucieleśnia irlandzką kreatywność. Dodał także: – James Joyce też byłby dobry. O Boże, jest ich zbyt wielu.
Dobrą wiadomością jest to, że z pewnością nie brakuje w irlandzkiej historii wielkich postaci, które zasługują na to, by największe lotnisko kraju nosiło ich imię. Jednak paradoksalnie wydaje się mało prawdopodobne, aby wybór kogokolwiek ostatecznie zadowolił wszystkich.
Propozycja, aby ostatecznie to społeczeństwo podjęło decyzję, wydaje się być pomysłem, z którym większość się zgadza. A skoro Irlandia słynie z referendów w sprawach tak ważnych jak legalizacja rozwodów, małżeństw jednopłciowych czy aborcji, dlaczego nie przeprowadzić referendum w sprawie nazwy największego lotniska w kraju?
AD
FOTO: ozz13x, Wikipedia, domena publiczna, CC BY 2.0

