Nasza Gazeta w Irlandii Irlandzka krucjata anty-jazzowa - Portal Polonii w IrlandiiPortal Polonii w Irlandii

Irlandzka krucjata anty-jazzowa

Od momentu powstania ponad sto lat temu, muzyka jazzowa nieustannie ewoluowała. Niepostrzeżenie stała się szanowanym gatunkiem, który wydał długą listę wybitnych kompozytorów i muzyków. Był jednak czas, kiedy ta forma muzyki, mająca swoje korzenie w kulturze afroamerykańskiej, nie była uważana za oryginalną i innowacyjną formę ekspresji.

Chociaż jazz stał się pierwszym rodzajem muzyki popularnej, który zyskał fanów na całym świecie (w czym pomogło radio i przemysł nagraniowy), miał również swoich przeciwników. Wiele grup pozostawało podejrzliwych wobec jego brzmienia i rytmów oraz uważała, że ma destrukcyjny wpływ na moralność młodzieży.

Lata 20. XX wieku są często określane jako „Era Jazzu”. Dla Stanów Zjednoczonych była to dekada dobrobytu gospodarczego i poczucia wolności. Ale po drugiej stronie Oceanu Atlantyckiego, w nowo niepodległej Irlandii, panowała odwrotna atmosfera. Powstałe w 1922 r. Wolne Państwo Irlandzkie uzyskało niezależność od Wielkiej Brytanii po wielu latach walk politycznych i wojny domowej. Irlandia pozostała, relatywnie rzecz biorąc, bardzo konserwatywna – wpływ Kościoła Rzymskokatolickiego przenikał niemal każdy aspekt codziennego życia.

Pod koniec lat 20. w Irlandii pojawiły się pierwsze stacje radiowe, których audycje często zawierały muzykę taneczną i nagrania jazzowe wyprodukowane w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii. Było to brzmienie nieznane wcześniej na Szmaragdowej Wyspie. Słuchacze byli nią albo zachwyceni, albo zszokowani.

Oczywiście, nie same brzmienia powodowały niezadowolenie kleru i konserwatywnych grup społecznych. Za szczególnie obraźliwy lub wręcz niebezpieczny uważano taniec inspirowany jazzem, który obejmował sambę, rumbę i wiele innych stylów, w których tancerz i tancerka wchodzą w bliski kontakt fizyczny.

W tamtym czasie niezwykle popularne były nielicencjonowane sale taneczne (zwane również „salami balowymi”). Powstawały nie tylko w miastach, takich jak Dublin, Cork i Limerick, ale nawet na obszarach wiejskich, gdzie „potencjał rozpusty i deprawacji mógł być ogromny”. Wyobraź sobie: mężczyźni i kobiety bez nadzoru mogli przebywać między sobą bez nadzoru, poruszając się w rytm „lubieżnych rytmów”. I ktoś musiał to powstrzymać.

Szczęśliwie dla antyjazzowych krzyżowców istniał ksiądz Peter Conefrey, który mieszkał w Cloone, niedaleko Mohill w hr. Leitrim. Duchowny był zagorzałym nacjonalistą, dla którego wszystko spoza Irlandii było ucieleśnieniem zła.

Tak więc, w Nowy Rok 1934, ojciec Conefrey poprowadził demonstrację kilku tysięcy ludzi wzdłuż głównej ulicy Mohill, inaugurując irlandzką kampanię anty-jazzową. Członkowie procesji w chłodnym styczniowym powietrzu rozwinęli transparenty, z których niektóre głosiły „Precz z jazzem”, gdy pięć tradycyjnych irlandzkich orkiestr dętych zachęcało protestujących. Kiedy pochód dotarł do lokalnej sali parafialnej, ksiądz wygłosił płomienne przemówienie, w którym powiedział, że „jazz został zapożyczony z języka dzikusów z Afryki, a jego celem jest zniszczenie cnót ludzkiej duszy”.

Odczytano również przesłania prezydenta Éamona De Valery (który, swoją drogą, urodził się w Nowym Jorku, a nie w Irlandii) i byłego prezydenta Douglasa Hyde’a, w których wyrazili poparcie dla irlandzkiej muzycznej kultury, ale unikali bezpośredniego potępienia nowego stylu muzycznego, który porwał wielu Irlandczyków.

Wyrażając swoją opinię na temat problemu jazzu w Irlandii, katolicki prymas, kardynał Joseph McRory, napisał: „Nie wiem nic o tańcach jazzowych, poza tym, że rozumiem, że są sugestywne i demoralizujące, a w okręgach wiejskich i małych miastach są owocnym źródłem skandali”.

Na szczęście ksenofobia i paranoja kampanii anty-jazzowej zraziła więcej ludzi niż przyciągnęła. Jednak w następnym roku, pod naciskiem Kościoła Rzymskokatolickiego, rząd Fianna Fáil przyjął Ustawę o publicznych salach tanecznych z 1935 r., która była również wspierana przez opozycyjne partie: Fine Gael i Labour.

Nowe prawo stanowiło, że każda publiczna potańcówka, niezależnie od tego, czy grano na niej muzykę jazzową, czy tradycyjną, wymagała płatnej licencji wydanej przez sędziego okręgowego. Mogła ona być przyznana lub odmówiona wedle uznania. Organizacja tańców bez uzyskania obowiązkowej licencji stała się przestępstwem – nawet, jeśli zabawa odbywała się w prywatnych domach.

Tańce w miejscach publicznych, szczególnie na wsiach, odbywały się odtąd w licencjonowanych salach kościelnych, gdzie lokalny ksiądz mógł zapewnić, że między tancerzami zawsze będzie odstęp „co najmniej szerokości Biblii”. Ze sprzedaży biletów rząd otrzymywał 25 proc. wszystkich przychodów, a władze kościelne zatrzymywały pozostałe 75.

Z perspektywy czasu oczywiste jest, że nowe prawo miało na celu zapewnienie rządowi pełnej kontroli i nadzoru nad wszystkimi miejscami wykorzystywanymi do publicznych tańców, generując także dochody.

Kolejne i regularne naloty na sale taneczne w związku z naruszeniami przepisów ustawy z 1935 r. spotkały się z dużym zainteresowaniem irlandzkich gazet. 27.01.1936 r. „Evening Herald” opublikował długi artykuł o nagłym wejściu Gardy na dubliński dancehall, w którym odbyła się nielicencjonowana potańcówka – uczestniczyło w niej ok. 150 młodych osób. Organizator potańcówki został ukarany grzywną w wysokości 10 funtów, co było znaczną sumą w tamtych czasach, gdy roczny dochód wielu pracowników nie przekraczał 100 funtów.

Chociaż kampania anty-jazzowa była częściowo odpowiedzialna za objęcie potańcówek nadzorem państwowym, to próba powstrzymania fali zagranicznej muzyki nie powiodła się, a młodzi ludzie nadal uczęszczali na zabawy, cieszyli się muzyką wszystkich gatunków, a nawet na wiejskich potańcówkach okazjonalnie oddawali się aktom romantycznej intymności na parkiecie – zwykle wtedy, gdy księża lub zakonnice akurat nie patrzyli.

Co ciekawe, Ustawa o publicznych salach tanecznych z 1935 r. nadal pozostaje w mocy, oczywiście ze zmianami. Chociaż Irlandzkie Stowarzyszenie Przemysłu Klubów Nocnych określiło to ustawodawstwo jako „archaiczne”, to w niektórych dystryktach sądowych kluby nocne mogą podlegać bardziej rygorystycznym przepisom niż w innych a to zależy już od konkretnego sędziego.

RB


Redakcja portalu informuje:
Wszelkie prawa (w tym autora i wydawcy) zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów zabronione.