Nasza Gazeta w Irlandii Czas odzyskany - Portal Polonii w IrlandiiPortal Polonii w Irlandii

Czas odzyskany

daria Galant z koniem

Jest autorką powieści, filmów dokumentalnych, obrazów i scenariuszy. Pisze opowiadania publikowane w czasopismach, felietony literackie i eseje. Prowadzi wykłady z dziedziny literatury i hippiki. Jest miłośniczką koni i twórcą metody współpracy z końmi Holy Equus (HEQ).

Departament straconego czasu” to kolejna książka Darii Galant. Wieczór autorski promujący ten futurystyczny dramat odbędzie się w Domu Polskim 23 maja.

Z Darią Galant, dla której sztuka jest przede wszystkim własnym życiem, rozmawiała Samanta Stochla.

Pani Dario, na 16 kwietnia jest przewidziana premiera pani książki „Departament straconego czasu”. Dlaczego ta książka jest tak szczególna?

Odbiega ona od moich dotychczasowych książek, które były w atmosferze sensacji gotyckiej: tajemnicze miejsca, miłość, zjawy z innych wymiarów, psychiczne dylematy bohaterów w sprawach związanych z emocjami… Moje wcześniejsze powieści wywodziły się z nurtu postromantycznego, sięgały do korzeni powieści poetyckiej, bardzo psychoanalitycznej i nurtu powieści grozy. „Departament Straconego Czasu” jest dramatem egzystencjalnym. Podobnie jak moja pierwsza powieść „Bóg ukrył się w górach”, gdzie bohaterowie zadają sobie pytanie nie o drugiego człowieka, tylko o sens swojego życia. Czy chcą żyć tak, jak żyją? Czy im to pasuje?

Książka jest opisana jako niezwykły dramat futurystyczny. Co to tak naprawdę znaczy?

W moich książkach jest dużo fantastyki i to różnego rodzaju. Lecz w tej książce na pierwszy plan wysuwa się futurologia, opisana jest jakaś dość niezwykła rzeczywistość. Człowiek, uwikłany w system przedziwnego myślenia o swoim życiu, pełnego paradoksalnych przepisów, próbuje znaleźć przepis na szczęście. Wszystko jest w tej historii niezwykłe, fantastyczne. Budynek, w którym dzieje się akcja też jest futurystyczny. Jest on z przyszłości, a jednocześnie z fantastycznych światów równoległych, jakby ze snu, wyobraźni, nierzeczywistości. Zresztą okładkę pierwszego wydania zdobi reprodukcja mojego obrazu „Departament Straconego Czasu”.

Jest pani autorką powieści, filmów dokumentalnych, obrazów i scenariuszy. Pisze pani opowiadania, felietony literackie i eseje. Przygotowała pani wiele wykładów z dziedziny literatury czy hippiki. W którym obszarze twórczości najlepiej się pani czuje?

Najlepiej czuję się w literaturze, a wszystko dalej z niej wynika. Od zawsze pisałam, a gdy jeszcze nie umiałam pisać, to nagrywałam swoje powieści na kasety i montowałam z nich taką jakby powieść dźwiękową, malowałam do swoich powieści okładki (śmiech). Czyli audiowizualność i wizualność w pewien sposób towarzyszyła mi od dziecka.

A dramaty… Czy trudno się je pisze? Czy ma pani jakieś techniki, sposoby pisania?

Chyba łatwo. Dramaty to rodzaj scenariusza. Przez wiele lat, wykonując zawód reżysera i scenarzysty, przyzwyczaiłam się do tej formy literackiej. Najlepiej jednak czuję się pisząc powieści. Epika jest mi najbliższa. Warsztatowo najlepiej czuję się w dużych i zagmatwanych historiach fabularnych na setki stron (śmiech).

Jakim człowiekiem jest Daria Galant? Co mówią o pani inni ludzie, przyjaciele, znajomi, czytelnicy, odbiorcy pani filmów?

Jestem pogodna, ale też melancholijna. Czasami apodyktyczna, jeśli ktoś próbuje wpływać na mnie negatywnie. Na przykład, wszelki szantaż działa na mnie, jak płachta na byka. Czasami zdarzało się, że słyszałam w swojej pracy twórczej (filmowej, literackiej): „Jak nie zrobisz tego, czy owego, to nie wydamy, nie puścimy” itd. Wtedy już koniec uzgadniania ze mną czegokolwiek. Umiem przejść nad stratą do porządku dziennego. Potrafię wyjść zamykając za sobą drzwi, bo nie odpowiada mi atmosfera czy sposób podejścia do sztuki, człowieka, jakiejś etyki, jakieś wymogi, na które jako twórca, szczery wobec siebie i swoich odbiorców, nie mogę przystać. Pracuję skutecznie. Wiem do czego zmierzam robiąc film czy pisząc książkę. W reżyserii jestem poukładana w sposób inżynieryjny. Nie prześladuję ekipy filmowej stekiem niepotrzebnych ujęć, nie upajam się „reżyserowaniem”. Wiem, jak kręcić film, żeby na montażu wszystko do siebie pasowało technicznie i merytorycznie. Moi czytelnicy i odbiorcy to wspaniali ludzie, bardzo ciekawi prywatnie i zawodowo, rozwinięci humanistycznie. Dostaję od nich dużo maili i wiadomości zwrotnych, spotykam ich na spotkaniach autorskich i warsztatach. Cieszę się, że tacy są.

Czego jako twórca nie napisałaby pani, nie nakręciła bądź nie wykonała?

Tandety, okrucieństwa, pseudo-mądrości. Teraz jest tak dużo dziwnych programów w telewizji i płytkich artykułów w gazetach, że aż trudno w to uwierzyć. Czasami robi mi się smutno, gdy widzę ludzi, których pamiętam z dobrych programów czy tekstów, jak przebierają się w jakieś twory konsumpcyjne i prowadzą stepowanie na ekranie, malowanie na ekranie, hasają w reklamach przebrani za plemniki czy bakterie z zębów. Z drugiej strony, wiem, że w tych czasach trzeba jakoś żyć i ludzie próbują poukładać ten świat. Ale czy za wszelką cenę? To pytanie każdy z nas musi sam sobie postawić i na nie odpowiedzieć. Coś trzeba wybrać: drogę łatwą albo drogę trudną. Trzeciego wyjścia nie ma. Miałam parę propozycji wydawniczych, żeby napisać na zamówienie pod prosty szablon. Nie przyjęłam, bo mnie, powiem szczerze, obrażały. Zamiast tracić czas na coś takiego, wolałam popracować z końmi w stajni.

A propos stajni i koni – jest pani twórcą metody współpracy z końmi Holy Equus (HEQ). Co oznacza ta nazwa?

Metoda kontaktu człowieka z końmi Holy Equus (HEQ) oznacza dwie rzeczy. Po pierwsze – holistyczne (całościowe) podejście do człowieka w kontakcie ze zwierzęciem. Analizuje się zarówno zachowanie konia, jak i też swoje własne. Poprzez kontakt z końmi, my ludzie uczymy się kontaktu z samym sobą i światem dokoła. Koń jest lustrem emocji człowieka. Co człowiek czuje, to koń mu pokaże. Dlatego często możemy zobaczyć, co czujemy. Koń nam to unaoczni. Taki rodzaj „pracy z cieniem”. Poza tym „holy” oznacza po angielsku, jak wiadomo, „świętego”. Nie chodzi tu o religijną świętość konia, tylko o jego świętą cierpliwość do człowieka. To zwierzę ma jej niezliczone pokłady (śmiech). Bywa jednak, że ową cierpliwość traci. Wtedy wkracza metoda Holy Equus, by pojednać te dwa światy – ludzki i zwierzęcy.

Co pani chce osiągnąć jako twórca i artysta? Czy jest dla pani jakiś artystyczny Mount Everest?

Chyba jestem z „Kantorowskiego rozdania” myślenia o roli sztuki. Jest ona dla mnie moim życiem i muszę być wobec niej, czyli przede wszystkim wobec siebie, uczciwa. Dużo we mnie z Gombrowicza: „Jak ma zachwycać, jak nie zachwyca?”. Jestem mało podatna na sugestie, mody, gusta. Na to, co dzieje się dookoła, patrzę przez pryzmat prawdy odbiorcy. Zawsze muszę uwierzyć w coś, aby to uznać. Gdy mój intelekt mówi „nie”, to nie dam porwać się ogólnie panującym opiniom, snobizmom, że coś jest wspaniałe, bo tak powiedzieli w przysłowiowej telewizji. Gdy coś jest naprawdę wspaniałe, to czuje się to od razu. Czuje się autentyzm. I sztuczność też czuje się do razu. Moim szczytem jest koniec mojego życia, kiedyś tam, w przyszłości. Idę powoli, ale prosto na ten szczyt już wiele czasu, od urodzenia. Gdy tam dojdę, to będę po napisaniu mojej ostatniej książki i powiem sobie, że wszystko, z czym się urodziłam, w jakimś sensie zrealizowałam.
Rozmawiała Samanta Stochla

Daria Galant – powieściopisarka i reżyser. Autorka powieści: „Południca”, „Siostry Opposto”, „Kobieta o oczach rzeki”, „Bóg ukrył się w górach” oraz zbiorów wierszy „Lilith” i „Syrena słowiańska”, a także najnowszej książki „Departament Straconego Czasu”.

Autorka sztuk wizualnych i audiowizualnych. W 2009 była ekspertem Polskiego Instytutu Sztuki ds. oceny produkcji filmowej i scenariuszy. Jej książki, filmy i prace znajdują się w zbiorach Biblioteki Narodowej, muzeów, galerii, ośrodków kultury i sztuki.

 


Redakcja portalu informuje:
Wszelkie prawa (w tym autora i wydawcy) zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów zabronione.