Rozmowa z Anną Grzybowską, malarką, niezależną artystką
Jak rozwijał się Pani talent malarski?

Urodziłam się w Polsce, w mieście Chełm, od 2006 r. mieszkam w Irlandii. Moja przygoda z farbami przyszła dość niespodziewanie i na początku nic nie wskazywało na to, że będzie trwać tak długo – a to już ósmy rok. Zaczęło się od malowania aniołków, które wyrabiałam z masy solnej. Wkrótce moje formy aniołów nieco się przekształciły i wtedy zakupiłam pierwsze podobrazia. Natomiast mocniejszy impuls nastąpił w momencie zainteresowania ich kupnem. Dziś moje płótna są zarówno w USA, Kanadzie, RPA, jak i w krajach europejskich, takich jak: Wielka Brytania, Bułgaria, Holandia, Grecja i Polska. Początkowo przeważnie malowałam twarze kobiet, stosując ,,proste” kreski. Kiedy już się wgłębiłam w odkrywanie technik malarskich, pojawiły się pierwsze zamówienia, które ,,zmusiły” mnie do nauki malunku, np. statku, wody, nieba, zwierząt, przyrody, portretów. Zaznaczam, iż wykonywałam je po raz pierwszy w życiu. Moje zainteresowanie twórcze wzbudził rosyjski malarz Vladimir Volegov, nawet zdarzyło mi się przeprowadzić z nim krótką rozmowę. Kiedy moja pasja rozwijała się, a malowanie nabrało większego tempa, stworzyłam swój profil pod nazwą ,,art of dreams by Anna Grzybowska’’. Po prostu odniosłam wrażenie, że jestem ludziom potrzebna, a oni dla mnie są ważni, bo to działa w obie strony.
W pewnym momencie pojawiły się portrety. Sportretowanie osoby to duże wyzwanie. Twarz powinna być przedstawiona realistycznie, z zachowaniem proporcji.

Tak, portret wymaga dużego nakładu pracy i pochłania sporo czasu, jest to proces bardzo powolny. Graficzne przedstawienie wyglądu człowieka zawsze traktuję jako wyzwanie. Mój mąż kiedyś zadał mi pytanie, czy nie mogłabym zająć się malowaniem prostszych rzeczy (śmiech). Ale ja osobiście lubię wykonywać portrety. Portret nie musi być realistyczny, może być idealizowany, historyzowany czy też karykaturalny, wedle życzenia. W 2020 r. zajęłam pierwsze miejsce w konkursie na namalowanie wizerunku papieża Jana Pawła II. Konkurs zorganizowany został przez Polish Community, pod patronatem Ambasady Polskiej RP w Dublinie. Do tej pory udało mi się uwiecznić na płótnie Marilyn Monroe oraz wokalistę irlandzkiego zespołu The Pogues – Shane’a MacGowena.
Jaki nurt malarstwa prezentują Pani prace? Czy są tematy ulubione, chętnie podejmowane przez Panią?
Przyznaję, iż czekałam na to pytanie. Kiedyś nie umiałabym na nie odpowiedzieć, ale teraz już mogę śmiało stwierdzić, i z przekonaniem, iż tworzę w nurcie realizmu, a czasem również realizmu baśniowego, gdzieniegdzie też można dostrzec odrobinę fantasy. Jedno nie ulega wątpliwości – uwielbiam malować kobiety! Uwielbiam je stylizować, ubierać, robić im makijaż, pokazywać mocne strony, opowiadać ich historię. Przedstawiam kobiety silne, ale i emocjonalne, uwielbiam pokazywać ich delikatność oraz subtelność. Ta tematyka szczególnie porusza moje serce, a dopełnieniem jest cudowny odbiór moich prac, szczególności przez panie. Maluję również panów, mam za sobą kilka zamówień. Nie mogę też pominąć faktu, że namalowałam wizerunki Pana Jezusa, który zajmuje w moim malarstwie szczególne miejsce. Zawsze mi towarzyszy. W mojej twórczości również pojawiają się zwierzęta i wcale mnie to nie dziwi, gdyż mają ważne miejsce w naszym życiu. To takie anioły, tylko bez skrzydeł, prawda? Sama mam dwa koty.
Obrazy namalowane są techniką olejną. Cechuje je dużą trwałość, a jednocześnie taka technika umożliwia wielokrotne retuszowanie. Czy pozostanie Pani przy olejach?

Większość obrazów, jakie tworzę, to rzeczywiście obrazy malowane farbą olejną. Należy jednak pamiętać, że olej nie lubi pośpiechu, a zabezpiecza się go lakierem w fazie końcowej. Owszem, na lakier można kłaść kolejne warstwy farby, z czego słynął chociażby Leonardo da Vinci. Jednakże nie wolno się śpieszyć, olej długo się utwardza. Akryl jest zdecydowanie prostszy, jednak nie mogę oprzeć się olejom.
Co, zdaniem Pani, jest wyróżnikiem Pani prac malarskich? Do czego Pani dąży jako twórca?
Do czego dążę? To bardzo proste – dążę do czerpania radości z tego, co robię. A także chcę inspirować i dawać nadzieję moim odbiorcom. I jeszcze jedno jest dla mnie istotne. Kiedyś usłyszałam takie słowa: „Po czym można poznać dobrego artystę malarza? Kiedy wie, w którym momencie zakończyć pracę nad danym obrazem”. Dlatego szczególną uwagę zwracam na dopracowanie techniczne. Jest to bardzo ważne, świadczy również o uczciwości wobec moich odbiorców. Inwestuję w dobrej jakości farby i wszelkie materiały niezbędne w mojej pracy.
Z jakim odbiorem swoich prac Pani się spotyka?
Korzystam z portali społecznościowych i to w zupełności mi wystarcza. Mam otwarty kontakt z ludźmi, nie spotkałam się jeszcze z hejtem, więc chyba nie jest źle (śmiech). Otaczam się fantastycznymi osobami. Ostatnio miłą niespodzianką była wiadomość od pewnej poetki, pani Ewy Majkrzak, która zechciała wykorzystać w swoim tomiku poetyckim zdjęcia czterech moich obrazów. Ogromnie się cieszę, że mogę uczestniczyć w tak pięknej sprawie. Niedawno również właściciel sklepu ze starociami zamówił u mnie obraz przedstawiający średniowieczny zabytek architektoniczny St. Laurence’s Gate w Droghedzie. Co ciekawe, prosił, abym zastosowała styl malarstwa i scenerię z przełomu XVII i XVIII wieku. Myślę, że jest to interesujące wyzwanie, przeniesienie ducha tamtej epoki na płótno – taki projekt będę realizowała po raz pierwszy, a przy okazji zapoznam się z historią tego miejsca. Poza tym otrzymałam zaproszenie do wystawiania swoich obrazów w tym sklepie vintage. Projektowałam również okładki do dwóch książek pani Moniki Kristine, polskiej pisarki mieszkającej w Wielkiej Brytanii. Ważne dla mnie jest również pomaganie osobom zmagającym się z chorobami, staram się wspierać takie osoby.
Czy wracają wspomnienia z Polski? Czy myślała Pani, aby w swoich pracach pokazać to, czego Pani brakuje w Irlandii, a czego doświadczała Pani w kraju rodzinnym?

Jak najbardziej wracają wspomnienia z Polski, nieraz przypominam sobie siebie w różnych sytuacjach. I potem przelewam te zapamiętane z dzieciństwa momenty na płótno. Tak też powstała ,,Mała dziewczynka” przedstawiająca siedzącą na drzewie i jedzącą jabłko, albo dziewczynka siedząca na strychu, bawiąca się z kaczuszką. Podejmując taką tematykę, używam barw ciepłych, stosuję dużo kolorów, światła – tego, czego mi brakuje tutaj, w Irlandii, gdzie panuje trudna do zniesienia pogoda, często przytłacza ciemność, chłód, deszcz. Właściwie nie mam ochoty, aby taki klimat przenosić na płótno. Bardzo chciałabym zająć się motywami słowiańskimi, ale w jaki sposób, jeszcze tego nie wiem. Zostawiam to na przyszłość. Sądzę, że zmierzę się również z pokazaniem polskie przyrody. Był czas, kiedy byłam zafascynowana dziełami Jana Matejki. Miałam możliwość obejrzenia ich z bliska. Inspiracja tkwi we mnie nadal, wierzę, że kiedyś namaluję obraz dużego formatu, ale czy będzie to scena batalistyczna? To się okaże.
Życzę powodzenia w pracy i dziękuję za rozmowę.
Joanna Szubstarska