Szczepią się na koronawirusa, a i tak trafiają do szpitali

Szczepionka nie jest gwarancją łagodnego przebiegu choroby

Choć szczepią się na koronawirusa, i tak trafiają na szpitalne oddziały. Ponad połowa irlandzkich pacjentów, która musiała zostać hospitalizowana z powodu COVID-19, przyjęła pełną dawkę szczepionki. Czy to oznacza, że szczepienie się jest bez sensu?

Odkąd na rynku pojawiła się szczepionka przeciwko COVID-19, władze właściwie każdych krajów często i gęsto zachęcają pacjentów do skorzystania z możliwości zaszczepienia się. Ma ona w dużej mierze złagodzić negatywne skutki związane z zakażeniem koronawirusem.

Odporność przeciwko wirusowi może być jednak dużo bardziej złożoną kwestią niż mogłoby nam się wydawać. Bycie zaszczepionym wcale nie jest stuprocentową gwarancją, że nie odczujemy skutków koronawirusa na własnej skórze. Wyraźnie pokazują to najnowsze statystyki udostępnione przez HSE.

Spośród pacjentów, którzy w sierpniu z powodu zakażenia COVID-19 trafili do szpitali, aż 54 proc. było w pełni zaszczepionych. Mimo przyjęcia wszystkich wymaganych dawek szczepionki ich organizm nie poradził sobie z infekcją samodzielnie – potrzebne była hospitalizacja. Co więcej, wśród osób, które z powodu koronawirusa trafiły na intensywną terapię, pełną dawkę szczepionki przyjęła aż jedna czwarta z nich.

Nie oznacza to jednak, że powinniśmy rezygnować ze szczepień. W przypadku wielu osób szczepionka może faktycznie przyczynić się do łagodniejszego przebiegu COVID-19, tym samym odciążając obłożenie irlandzkich szpitali.

Jak zauważa HSE, w styczniu tego roku na 1 tys. przypadków COVID-19 hospitalizacja była wymagana w przypadku 5 proc. pacjentów. W sierpniu odsetek ten spadł do 2 procent. Choć spadek ten może wydawać się niewielki, na szerszą skalę ma on kolosalny wpływ na funkcjonowanie służby zdrowia.

Przemysław Zgudka