Rynek motoryzacyjny w Irlandii Północnej znowu przeżywa ciężkie chwile. Po chwilowym wzroście sprzedaży nowych aut, liczba sprzedanych samochodów zanotowała kolejny spadek. Winę za taki stan rzeczy można upatrywać daleko poza wyspą.
Początek pandemii w wielu krajach wiązał się z załamaniem na rynkach motoryzacyjnych. Niepewność związana z tym, co przyniesie jutro, sprawiła, że wielu z nas odłożyło zamiar kupna czterech kółek na bliżej nieokreśloną przyszłość.
Gdy w ubiegłoroczne wakacje po raz pierwszy poluzowano obostrzenia, konsumencki optymizm błyskawicznie powrócił. Zaczynaliśmy kupować samochody prawie w takim stopniu, co przed pandemią. Hossa nie mogła potrwać jednak zbyt długo, o czym obecnie przekonują się północnoirlandzcy dilerzy samochodowi.
Jak donosi „BBC”, w lipcu tego roku sprzedaż nowych aut spadła aż o 26 procent. O ile w ubiegłym roku w ciągu tego miesiąca zarejestrowano 4,3 tys. nowych aut, w lipcu 2021 roku liczba ta spadła do 3,2 tysiąca. Najbardziej popularnymi modelami okazały się hyundaie i toyoty.
Oprócz niepewności związanej z nieprzerwalnie zmieniającą się sytuacją epidemiczną, producenci i dostawcy samochodów mierzą się z problemami związanymi z brakami części samochodowych. Szczególnie problematyczne okazują się półprzewodniki. Są to braki, na które dilerzy nie mają wpływu.
Problematyczne są także kwestie związane z obostrzeniami – w związku z nieprzewidywalnością sytuacji epidemicznej wiele zakładów produkujących samochody nie może pracować na pełnych obrotach. Nawet jeśli w najbliższym czasie uda im się wrócić do normalnej przepustowości, będą musieli nadrobić zaległości spowodowane pandemią.
Przemysław Zgudka
Redakcja portalu informuje:
Wszelkie prawa (w tym autora i wydawcy) zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów zabronione.