Nasz Głos | Polski tygodnik w Irlandii | Płacimy za nasze błędy -

Płacimy za nasze błędy

Po ogłoszeniu budżetu nie ma zbyt wielu optymistów w Irlandii. Niższe pensje, niższe zasiłki, rosnące zadłużenie. – Za dwa lata będzie nam lepiej – przekonuje jednak profesor ekonomii, John FitzGerald.

Mamy do czynienia z najcięższym budżetem w historii Irlandii?

John FitzGerald, profesor Instytutu Badań Ekonomicznych i Społecznych w Dublinie: To nie jest najcięższy budżet. W latach osiemdziesiątych mieliśmy bardziej wymagające. Niestety musimy zapłacić za nasze błędy.

A czyje to błędy?

Już od 2003 roku ostrzegaliśmy polityków, że czeka nas kryzys. Ignorowali jednak uwagi ekonomistów. Do 2007 roku jeszcze była szansa, żeby uniknąć recesji. Później było zbyt późno. Niestety źródłem naszych problemów był rozrośnięty sektor budowlany. Banki pożyczały pieniądze za granicą i przekazywały je deweloperom. Ci budowali tysiące mieszkań. Ludzie zarabiali duże pieniądze, stać ich było na drogie domy, więc je kupowali. Rząd już wtedy powinien opodatkować sektor budowlany. Zrobił coś dokładnie przeciwnego. Odsetki od kredytów mieszkaniowych można było odliczać od podatku. Winni jesteśmy też my, bo kupowaliśmy mieszkania, na które nie było nas stać. Stąd napompowaliśmy balon, który w końcu musiał pęknąć. Nikt nie chciał słuchać ekonomistów. Nawet w 2007 roku gdy było już pewne, że czeka nas kryzys, ludzie wciąż kupowali bardzo drogie domy…

I teraz zapłacimy za to wszyscy…

Niestety, ale innego wyjścia z tej sytuacji nie ma. To smutne, że musimy obcinać zasiłki dla bezrobotnych, czy pomoc społeczną. Ale prawda jest taka, że wciąż żyjemy ponad stan. Przychody na głowę w Irlandii są wciąż wyższe niż w innych krajach europejskich. Najpierw musimy uczynić naszą gospodarkę konkurencyjną. Mój kolega z Instytutu wyliczył jednak, że najbardziej budżet dotknie tych, którzy najwięcej zarabiają.

Najwięcej jednak mówi się o tych najbiedniejszych.

Bo oni odczują to najbardziej. Już w tamtym roku rząd obciął zasiłki pomocy społecznej o 5 procent. Tylko, że wtedy koszty utrzymania spadły porównywalnie. W tym budżecie pomoc społeczna została obcięta o 4 procent, a ceny spadły tylko o 1 procent. Ludzie to odczują na własnej skórze.

W dodatku Irlandia zamierza się zadłużyć na 85 miliardów euro. Potrzebna jest ta pożyczka?

Jak najbardziej. Bez niej cięcia w budżecie musiałyby wynieść 25 miliardów euro, a nie 6 tak jak teraz. My po prostu nie mamy pieniędzy, aby zreformować państwo.

Czy widzi Pan światełko w tunelu?

Jestem optymistą. W tej chwili bardzo dobrze rozwija się eksport. Szczególnie w branżach mięsnej farmaceutycznej i informatycznej. Pomogły im niższe ostatnio koszty m.in. najmu nieruchomości. Spadną też pensje, stawka minimalna została obniżona o 1 euro. W przyszłym roku powinniśmy mieć nadwyżkę eksportu. Niestety padła branża budowlana, niepokojąco wzrosło bezrobocie. Głównie wśród osób niewykwalifikowanych, profesjonaliści wciąż bez problemu znajdą pracę. Dlatego sądzę, że następne dwa lata będą ciężkie. Ale już w 2013 odetchniemy i zaczniemy wydawać pieniądze.

Myśli Pan, że do tego czasu pozostaną jeszcze jacyś Polacy w Irlandii?

O tak. Wydaje mi się, że wszyscy, którzy musieli już wyjechać – wyjechali. Pozostali Ci, którzy mają pracę, którzy radzą sobie na Zielonej Wyspie. Widzi Pan, ja mam 3 córki i wszystkie wyemigrowały. Mam nadzieję, że chociaż jedna z nich wróci. Na razie nic na to nie wskazuje. A ci, którzy wrócili? Myślę, że mają lepiej.

Dlaczego?

Wydaje mi się, że Polacy i Irlandczycy są bardzo podobni. My też wyjeżdżamy na emigrację. Nawet w czasach Celtyckiego Tygrysa tysiące Irlandczyków wyjeżdżało z kraju pracować za granicą. Nie ma nic w tym złego. Wręcz przeciwnie, badania pokazały, że osoby, które wyjechały z kraju, po powrocie są bardziej zaradne i produktywne. Zarabiają średnio 7 procent więcej.

Czyli jest Pan optymistą?

Jak najbardziej. W tak otwartej gospodarce cięcia wydatków rzędu 15 mld euro, jakie planuje rząd w ciągu następnych czterech lat, zredukują wzrost PKB w sumie o 4 proc., czyli po 1 pkt proc. rocznie przez cztery lata planu antykryzysowego. To nie aż tak dużo, nasza gospodarka nadal może się rozwijać w tempie od 2 do 2,5 proc. rocznie. A dzięki planowi antykryzysowemu i pożyczce 85 miliardów euro będzie mogła przyspieszyć.
Rozmawiał Marcin Gąsiorowski


Redakcja tygodnika "Nasz Głos" informuje:
Wszelkie prawa (w tym autora i wydawcy) zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów zabronione.




O nas/About Us