Nasz Głos | Polski tygodnik w Irlandii | Biały obrus, sianko, opłatek -

Biały obrus, sianko, opłatek

O tym jak idą przygotowania do świąt, jak wyglądają one w Dublinie i czym się różnią od irlandzkich opowiada dominikanin, ojciec Marek Grubka. To już jego piąte święta na obczyźnie.

Jak idą przygotowania do tegorocznych Świąt?

Przygotowania do Świąt biegną dwutorowo. Po pierwsze jest to przygotowanie duchowe. Adwent pozwala na podjęcie zaproszenia kierowanego przez Kościół, aby przygotować swoje wnętrze na spotkanie z Chrystusem. To trochę inna perspektywa niż tak oferowana począwszy już od 3 listopada w wielkich sieciach komercyjnych. Tam świętowanie polega na zachęcie do kupowania towarów. Człowiek jest widziany jedynie, jako konsument i nabywca towarów. W perspektywie chrześcijańskiej przygotowanie do Święto związane jest z pierwszym rzędzie z troską o swoją duchowość.

Po drugie przygotowanie do Świąt to również dbałość o stół. Świętowanie Bożego Narodzenia odbywa się także przy stole. Zasiada się z najbliższymi do specjalnie przygotowanego stołu. Biały obrus, sianko, opłatek, symbole religijne i twórczość ludowa przeplatają się z dwunastoma potrawami, tak jak każe tradycja. No i choinka i kolędy.

Miedzy przestrzenią religijną w kościele a domem rodzinnym przerzucony jest symboliczny most. W kaplicy jest msza święta uroczyście sprawowana z okazji pamiątki Narodzin Pana Jezusa. A w domu jest celebracja radości z tego faktu wspólnie z najbliższymi. Łamanie się opłatkiem jest gestem religijnym, życzenie i pojednanie idą razem z wypowiadanymi słowami. Dlatego Święta Bożego Narodzenia niosą w sobie niesamowity ładunek bosko-ludzkiej radości. Wymiar spotkania z drugim człowiekiem jest niezmiernie istotny.

Jak ksiądz spędzi najbliższe święta?

Tutaj na emigracji święta spędza się doświadczając jakiegoś elementu inności. Inaczej niż w ziemi rodzinnej. My tez jesteśmy w jakimś sensie wygnańcami, przyjechaliśmy na podobnych warunkach jak większość Polaków tutaj przebywających i uczymy się świętować z tymi, których Pan Bóg postawił na naszej drodze. Niestety nie mamy wigilii w klasztornej wspólnocie. Ta kolacja jest dla Irlandczyków obcym i nieznanym zwyczajem. Dlatego, o ile to możliwe, wigilię przezywałem z Polakami. Przyjmując zaproszenie, świętowałem wraz z innymi w domu emigrantów, gdzie po krótkiej modlitwie i połamaniu się opłatkiem, smakowało się specjalnie przygotowane potrawy. Tak jak w Polsce, mając świadomość, ze jednak inaczej. Ładnym gestem w poprzednich latach była obecność Irlandczyków zaproszonych do wigilijnego stołu. To taki ładny znak integracji, wymiany kulturowej. W tym roku mam nadzieje spędzić podobnie, w gronie zaprzyjaźnionych osób.

A potem o północy msza święta – „Pasterka”. Piękna. Z radością przezywam ją wraz z zgromadzonymi Polakami. Rokrocznie jestem pełen podziwu dla ich dalekich podróży, aby dotrzeć do kościoła i wspólnie świętować na mszy świętej. To jest inaczej niż w rodzinnych parafiach. Ale równie piękne i radosne.

Które to już Ojca święta na obczyźnie?

To już moje piąte święta na obczyźnie. Czas leci niesamowicie szybko.

Czy na przestrzeni ostatnich lat zmieniło się coś w obchodzeniu świąt?

Parę zmian można dostrzec w sposobie rozumienia świąt i symboli im towarzyszących w sensie kulturowym. Po pierwsze ciekawy jest proces czyszczenia przestrzeni publicznej z symboliki Bożego Narodzenia. Zmiana nazewnictwa, wystrzeganie się pisania słów typu ‘Święto’ – cała gama różnych propozycji w ramach politycznej poprawności i nie ranienia uczuć. A to droga donikąd. To oczywiście powoduje, ze trzeba sobie postawić pytanie na czym polega prawdziwa duchowość. I to jest pozytywny skutek takich zmian i procesów.

O czym rozmawiają Polacy na obczyźnie w czasie Świąt Bożego Narodzenia?

O życiu i o zwyczajnych sprawach, ale w świąteczny sposób. Bo takie są te święta. One dotykają bardzo mocno normalnego człowieczeństwa. Dlatego spotkanie z drugim człowiekiem i obficie zastawiony stół powodują że ludzie otwierają się na siebie. Rozmowa o życiu, to znaczy o relacjach z innymi, trudnościach, problemach codziennych. A w młodych rodzinach o dzieciach. Bo one rosną i co roku inaczej przypominają o sobie podczas świąt.

Jak wyglądały święta Ojca w rodzinnym domu?

W moim rodzinnym domu święta wyglądały pewnie Dość tradycyjnie, podobnie jak i w wielu domach. Najpierw przygotowania. Pieczenie ciasta. Było nas czworo to i ulubionym zajęciem było lizanie misek z ciastem i podkradanie kruszonki z drożdżówek, tych świeżo upieczonych. A nie wolno było. Bo trzeba było czekać do Wigilii. No i wspólne zasiadanie do stołu. Tata pracował w delegacji i dużo wyjeżdżał, zatem na święta było radośnie również z tego powodu, ze byliśmy wszyscy razem. Z nami mieszkała babcia, zatem było bardzo rodzinnie. No i czekało się na czekolady i pomarańcze. To był czas kiedy nie były to produkty tak dostępne jak dzisiaj. Trochę już nie pamięta się takiej perspektywy. Pomimo tego, ze było mniej wcale nie znaczy, ze było mniej radośnie. I przed północą, już po wigilii wspólne wyjście na pasterkę do parafialnego kościoła. Pierwsza kolęda była dopiero w kościele. To miało swój smak, duchowy i ludzki.

Czego potrzebujemy najbardziej w czasie nadchodzących Świąt?

Sądzę, ze nadziei i zaufania. Nadziei, ze nie wszystko się kończy na tym co widzimy lub czego doświadczamy. Nadziei, ze Nowonarodzony Chrystus przynosi Światło większe od naszych mroków i trudności codziennych. A zaufania w to, ze i my sami i ten świat jest w Bożych rękach. Zatem On nas przeprowadzić może przez największe trudności i kryzysy.

Zauważył ksiądz jakieś różnice w obchodzeniu świąt u Polaków i Irlandczyków?

Trudno tego nie zauważyć. Ale to wcale nie znaczy, ze święta można obchodzić jedynie na polską modłę. Bardzo pomaga mi pewne doświadczenie. Kiedyś, jeszcze jako student spędzałem Święta u moich przyjaciół w Kolonii. To były pierwsze święta poza domem rodzinnym. I bardzo pamiętam moje zdziwienie, ze nie było pewnych potraw, takich jak w Polsce. Były za to pieczone banany i owoce tropikalne. I kolędy po niemiecku. I ci konkretni ludzie z którymi się świętowało. To było bardzo pouczające. Wspominam to doświadczenie, bo ono było bardzo otwierające na inność. Że może być inaczej. Dlatego łatwiej jest mi wsłuchać się w tradycję irlandzką. W to ze jest inaczej. Zatem łatwiej jest przyjąć, ze można jeść indyka i pić piwo i kawę po irlandzku. I śpiewać wspólnie pieśni irlandzkie i polskie. Dzielić się różnymi pieśniami, i kolędami z Irlandczykami. I radować się kiedy wspólnie z nimi śpiewamy kolędę „Oj maluśki, maluśki”.

Czego życzyłby Ojciec Polakom w Irlandii?

Abyśmy umieli i starali się być dla siebie nawzajem dobrzy jak chleb, parafrazując słowa św. brata Alberta Chmielowskiego. Byśmy umieli bardziej słuchać niż wiedzieć jak ma być. Byśmy umieli przyjąć innego człowieka z jego dobrem i całym bagażem zmagań. I byśmy w tym wszystkim spotkali Narodzonego Chrystusa.

Rozmawiał Marcin Gąsiorowski


Redakcja tygodnika "Nasz Głos" informuje:
Wszelkie prawa (w tym autora i wydawcy) zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów zabronione.




O nas/About Us